poniedziałek, 19 marca 2012

Sposób na "Blondynkę na językach" Beaty Pawlikowskiej

Jak się jednak okazało post dotyczący moich materiałów do nauki rosyjskiego będzie ode mnie wymagał troszkę większego zaangażowania, więc dziś postanowiłam poruszyć inny, nurtujący mnie temat.

Na książkę „Blondynka na językach” czekałam na długo przed jej premierą, która miała miejsce 1,5 roku temu. Kiedy tylko na stronie empiku pojawiła się zapowiedź, szukałam wszelkich informacji na temat nowej pozycji Pani Pawlikowskiej. Opis wydawał się niezwykle kuszący, a osoba Beaty Pawlikowskiej, podróżniczki z wieloletnim doświadczeniem, bardzo wiarygodna  w kwestii nauki języków obcych. Podczas wizyt w Empiku zawsze wypatrywałam nowej książki, jednak premiera się opóźniała. Pewnego dnia z ciekawości wstąpiłam do jednej z poznańskich księgarni w poszukiwaniu całkowicie innej pozycji. Z przyzwyczajenia podeszłam także do półki z książkami do nauki języków. Jakież było moje zdumienie, kiedy zobaczyłam „Blondynkę na językach”. Niestety książka była zafoliowana, więc nie mogłam zapoznać się z zawartością. Był to jednak jeden z tych dni, kiedy miałam niezbyt dobry humor i zakup nowej książki wydawał się dobrym pomysłem na poprawę samopoczucia. W planach miałam jeszcze kurs z j. rosyjskiego, ale zaryzykowałam i w ciemno zakupiłam książkę Pawlikowskiej.


Dzień był bardzo deszczowy, więc z treścią zapoznałam się dopiero będąc w domu. Z przerażeniem otworzyłam książkę i od razu pożałowałam swojego zakupu. Skusiłam się na wersję Angielski USA i szczerze przyznam, że oczekiwałam „cudów”. Niestety, gdy zobaczyłam suche zdania na poziomie początkującym i  zapoznałam się z „metodą” jaką proponuje nam Pani Pawlikowska byłam załamana. Książka wylądowała wciśnięta na regale, głęboko pomiędzy zapomnianymi książkami….

Kolejne spotkanie z „Blondynką na językach” miałam w okolicy lata zeszłego roku, kiedy te książki do języków zawitały do Biedronki w całkiem przystępnej cenie 9,90zł za sztukę Sama nie wiem dlaczego, ale spoglądnęłam wtedy na nie łaskawszym okiem i zdecydowałam się na pozycję do włoskiego, a od mojego lubego dostałam „blondynkę” do niemieckiego. Oczywiście pełna entuzjazmu i planów na przyszłość szybko zapoznałam się z obiema książkami, ale tylko na tym poprzestałam….

Aktualnie „Blondynkę na językach” widuję w hurtowych ilościach w księgarniach z tanimi książkami, więc jak widać nie tylko mi nie przypadła ona do gustu. Postanowiłam jej jednak dać drugą szansę i nie skreślać całkowicie- w końcu skoro już je mam, to czemu nie skorzystać?

Tutaj pojawia się pytanie do was: Czy ktoś z Was ma może jakiś własny sposób nauki z tej książki? Może ktoś ma do zaproponowania własną metodę? Spotkaliście się już z ta pozycją?

Czekam na wszelkie sugestie i pomysły jak podejść blondynkę ;) !

środa, 14 marca 2012

Klejki-sposób na urozmaicenie nauki słówek?

Czym właściwie są Klejki? 

Są to naklejki niedużego formatu zawierające słówka opisujące przedmioty z naszego najbliższego otoczenia w języku, którego się uczymy. 

Pomysł z założenia jest bardzo ciekawy- umieszczamy naklejki na przedmiotach codziennego użytku i przy korzystaniu z nich i spoglądaniu na naklejkę uczymy się słówek. Po tygodniu nauki sprawdzamy postępy, podpisując przedmioty w dołączonej książeczce. Jeżeli słówko pamiętamy i bezbłędnie podpisaliśmy rysunek- odklejamy naklejkę i zostawiamy jedynie te, z którymi nadal mamy problem. Po tygodniu czynność powtarzamy, aż do momentu kiedy pozbędziemy się wszystkich klejek.


Jak to się przedstawia u mnie?

Klejki zakupiłam już ponad rok temu, kiedy intensywnie uczyłam się języka rosyjskiego. Podczas jednej z wizyt w Empiku zobaczyłam je na półce i uznałam, że może to być element, który urozmaici moją naukę słówek z rosyjskiego. Kosztowały około 12zł, więc zaryzykowałam.

Niestety w praktyce wyszło z tym troszkę inaczej. Wynajmowałam wtedy z chłopakiem pokój w mieszkaniu studenckim, gdzie ilość mebli ograniczona była do minimum. Nie mogłam także liczyć na wyrozumiałość współlokatorów, także obklejanie mebli/przedmiotów poza naszym pokojem nie wchodziło w grę. Pudełko z klejkami z języka rosyjskiego liczy sobie 96 naklejek, więc uznałam za bezsensowne użycie zaledwie kilku do obklejenia przedmiotów znajdujących się tylko w naszym pokoju, a klejki miały poczekać na lepsze czasy.


Na szczęście nie mieszkam już w tamtym miejscu i jestem teraz „na swoim” , więc nie muszę nikogo pytać o zgodę na przyklejanie naklejek ;). Z racji tego, że po roku przerwy powracam ostro do nauki rosyjskiego postanowiłam na nowo zapoznać się z klejkami.  Jedyny problem jaki zaistniał to to, że Klejki mi się gdzieś zapodziały ! W czasie przeprowadzki wcisnęłam je gdzieś głęboko, więc odnalezienie ich zajęło mi trochę czasu. Na szczęście odnalazły się schowane pod słownikami i rozmówkami J. Z racji tego, że już je mam, pomyślałam, że to dobry moment na to, żeby ich użyć.  

Pamiętam, że w podobny sposób podstawowych słówek uczyła się moja koleżanka, która musiała nadrobić zaległości z niemieckiego tylko, że robiła sama takie klejki z karteczek samoprzylepnych. Znajoma mi studentka filologii angielskiej proponowała mi kiedyś przyklejanie słówek na lustro i przyglądanie się im m.in. podczas mycia zębów. Ja chyba jednak wolę gotowe naklejki od karteczek samoprzylepnych, które potem nie wyglądają zbyt estetycznie, wyginają się i odklejają. Dodatkowym plusem jest to, że klejki nie zostawiają śladów po kleju i można je bez problemu odkleić.

Wiem, że Klejki dostępne są w kilku językach: hiszpańskim, niemieckim, angielskim, włoskim, francuskim i japońskim- szczególnie ciekawa jestem jak sprawdzają się te japońskie :D.

Zobaczymy czy klejki przypadną mi do gustu czy jednak pozostanę jedynie przy fiszkach.

Czy ktoś z was posiada już może klejki? A może robicie je sami? Co sądzicie o takim sposobie urozmaicania nauki?

P.S. W następnym poście postaram się zebrać i pokazać Wam moje wszystkie materiały do rosyjskiego J.

wtorek, 6 marca 2012

Fiszki "Słownictwo 1 język rosyjski" wydawnictwo Cztery Głowy

Witam wszystkich po dłuższej przerwie. Ostatnio trochę zaniedbałam bloga, ale na szczęście nie wiąże się to z zaniedbaniem nauki języków J.Powracam do Was z tematem, który może zainteresować osoby, których największą bolączką jest nauka słówek.

Czytelnicy mojego bloga pewnie już od dawna wiedzą, że jestem zdecydowaną zwolenniczką korzystania z fiszek przy nauce języka obcego. Szczególnie zawsze podkreślam skuteczność tych, które zrobiliśmy sami. Jeśli chodzi o moje fiszki z czeskiego, od początku byłam poniekąd „zmuszona” robić je samodzielnie, ponieważ na naszym rynku nie są dostępne kartoniki ze słownictwem w tym języku. Tak samo wygląda sytuacja z językiem słowackim. W obu przypadkach słownictwo, które umieszczam na fiszkach wybieram sama i zajmuje mi to naprawdę sporo czasu. No i właśnie w tym tkwi największy problem. O ile osoba, która uczy się systematycznie jednego/dwóch języków i jako dodatkową pomoc wykorzystuje własnoręcznie robione kartoniki, jest w stanie z sukcesem stosować tę metodę; o tyle ktoś, kto uczy się większej ilości języków, raczej nie zdoła wytrwać w systematyczności.

Aktualnie systematycznie uczę się czeskiego i słowackiego (o tym drugim wspomnę w następnej notce) oraz staram się uzupełnić wolny czas o pogłębianie wiedzy z rosyjskiego i angielskiego. Gdybym chciała stosować jedynie własne fiszki, to moja doba musiałaby trwać przynajmniej o kilka godzin dłużej. Poza tym nie wiem, czy po tygodniu ciągłego wypisywania fiszek miałabym jeszcze kiedykolwiek ochotę powrócić do tej metody.
Lekarstwem na moje bolączki okazały się fiszki Słownictwo 1 z języka rosyjskiego, które otrzymałam od Wydawnictwa Cztery Głowy na początku stycznia w celu zrecenzowania. Początkowo byłam do nich nastawiona sceptycznie. Miałam już sporą kolekcję fiszek do języka angielskiego, które zakupiłam jakieś 7 lat temu i uczyłam się z nich przez krótki czas, a potem wylądowały w kartonie po butach i zamieszkały gdzieś na dnie szafki w moim rodzinnym domu. Posiadałam także dwa małe kartoniki z czasownikami z rosyjskiego, podzieliły jednak los fiszek do angielskiego.

Jak się jednak okazało, moje znudzenie gotowymi fiszkami wynikało z mojej winy. W mojej kolekcji znajdowały się małe pudełka zawierające po 100 kartoników. Zabierając się za naukę uznawałam, że „tak małą” liczbę słów powinnam opanować w dzień, może dwa. Byłam wtedy o wiele młodsza, niezbyt zaznajomiona z metodami skutecznej nauki języków obcych i naukę słówek z fiszek traktowałam podobnie jak naukę listy słówek na sprawdzian, z tą różnicą, że tutaj była ona „pocięta”. Z takim podejściem już po tygodniu nie pamiętałam 90% „nauczonych” słówek i mój entuzjazm zmalał do zera, a fiszki zostały rzucone w kąt.

Do nauki słówek powróciłam, po zakupie książki „Naucz się uczyć”, do której dodany był Memobox, który zmienił moje podejście i uświadomił mi, jak bardzo ważne są regularne powtórki. Gdybym już na początku swojej przygody z fiszkami zakupiła duży zestaw fiszek, do którego dodawany jest zawsze Memobox, a nie mały, to pewnie moja nauka zakończyłaby się inaczej.

Dopiero niedawno zrozumiałam, że niesłusznie obwiniałam gotowe fiszki za swoją porażkę ! To ja źle z nich korzystałam. Teraz wygląda to zupełnie inaczej.

Seria „Słownictwo” z języka rosyjskiego składa się z dwóch zestawów kartoników, które zawierają słownictwo na poziomie A1 oraz A2. Każde pudełko to 1100 kartoników, co daje łącznie 2400 haseł w pudełku Słownictwo 1. Do każdego zestawu dołączony jest Memobox oraz bardzo przydatne etui na fiszki, które chcemy zabrać ze sobą. W jednym z postów dotyczącym fiszek wspominałam, że do tego celu używam etui na wizytówki, ale niestety na dłuższą metę sposób ten się nie sprawdził- jedno etui miało ostre krawędzie, przez co porysowało mi brzydko fiszki L a to niewybaczalne; drugie etui nie było przygotowane na to, że będzie musiało pomieścić taką ilość fiszek, przez co się brzydko rozciągnęło.

Jeśli chodzi o same kartoniki, to znajdziemy tam słownictwo z wielu kategorii dot. życia codziennego np. charakter, czas, rodzina, uczucia, rośliny, wygląd, podróże, pogoda, higiena itd. Zasada jest prosta- możemy uczyć się kategorii w dowolnej kolejności, jednak zalecane jest, aby słówek w obrębie kategorii uczyć się po kolei. W pudełku znajdziemy przydatne przekładki, dzięki czemu możemy rozdzielić kategorie tematyczne.
Jeśli chodzi o moje odczucia, to jestem tym pudełkiem zachwycona. Wybieram interesującą mnie w danej chwili kategorię, sięgam po 20, maksymalnie 25 kartoników i staram się ich nauczyć podczas jednej sesji. Nie robię tego codziennie, ale staram się w miarę regularnie 3 razy w tygodniu. Ogromnym plusem jest fakt, że słownictwo zostało dobrane przez profesjonalistów, więc odpada nam problem nauki zbędnego na początek słownictwa, co niestety mi sie zdarza w przypadku języka czeskiego, kiedy tworzę fiszki na podstawie jakiegoś tekstu. Dzięki temu, że nie muszę sama ich wypisywać oraz szukać słownictwa, mogę uczyć się rosyjskiego regularnie, nawet wtedy gdy nie mam zbyt wiele czasu. Jeśli interesuje nas kto pracował nad fiszkami w danym języku, możemy to bez problemu sprawdzić na stronie www.fiszki.pl . Uważam, że zakup takiego pudełka ze słownictwem jest świetnym pomysłem w przypadku osób, które dopiero rozpoczynają naukę języka i w zasadzie nie wiedzą od czego zacząć, dla osób uczących się języka na kursie i potrzebują wspomagacza, dla wszystkich, którzy lubią naukę słówek z fiszek, ale po prostu nie mają czasu tworzyć ich samemu. Wszystkie tytuły dostaniemy bez problemu na stronie wydawnictwa www.fiszki.pl, Empik’u, księgarniach językowych czy na stronach internetowych.

Wybór wśród języków jest naprawdę duży, seria Słownictwo dostępna jest na różnych poziomach i obejmuje języki takie jak: angielski, niemiecki, francuski, hiszpański, włoski, rosyjski. Szczególnie ciekawym pomysłem wydaje mi się być seria Starter, gdzie znajdziemy język portugalski, szwedzki, norweski, japoński, hiszpański, angielski, francuski, włoski, niemiecki. Poza wymienionymi seriami znajdziemy też pudełka ze słownictwem do matury, czasownikami nieregularnymi, idiomami, kolokacjami, przysłowiami itd. Przyznaję, że moim cichym marzeniem jest zestaw z kartonikami do języka czeskiego i/lub słowackiego, ale pogodziłam się już chyba z faktem, że na ten moment pozostanie to tylko niespełnionym życzeniem.

Pozytywne doświadczenie z fiszkami do rosyjskiego poskutkowało tym, że podczas ostatniej wizyty u rodziców odnalazłam moje „pudełko z fiszkami” (te z angielskiego tutaj jeszcze w starej szacie graficznej i już w większości niedostępne) i zamierzam włączyć je do mojej językowej rutyny.


Mogę także wspomnieć, ze podczas wczorajszej wizyty we wrocławskiej Muffiniarni usłyszałam rozmowę ludzi siedzących przy sąsiednim stoliku, która dotyczyła wycieczki do Portugalii. Bardzo miło się zaskoczyłam, kiedy już wychodząc, zauważyłam na stoliku Starter z portugalskiego J.    

A wy jakie macie doświadczenia z gotowymi zestawami fiszek? Uważacie, ze to dobra inwestycja? A może właśnie przymierzacie się do zakupu?