środa, 30 listopada 2011

Fiszki- Jak to u mnie wygląda cz.1


Z fiszkami pierwszy raz spotkałam się już dobre kilka lat temu. Wybór gotowych fiszek był wtedy dosyć ograniczony, w porównaniu z tym co teraz możemy spotkać w księgarniach. Pamiętam, że idea nauki słówek z malutkich karteczek zawładnęła moim sercem i umysłem J tak bardzo, że zrobiłam „napad” na likwidowaną w tym czasie księgarnię na wrocławskim rynku. Kupiłam wtedy około 12 opakowań fiszek z podstawowym słownictwem, z różnych działów. Za każde opakowanie zapłaciłam 2,5 zł, dlatego szkoda było nie skorzystać z takiej okazji. Pani przy kasie w księgarni śmiała się wtedy, że pewnie szykuje mi się jakiś wyjazd za granicę skoro tak zaopatruję się w materiały ;).

Niestety mój zapał do nauki słówek z fiszek był niezbyt duży i wylądowały one w kartonie pod butach na szafie (ha trzeba je stamtąd wydostać!). Później interesowałam się fiszkami do innych języków, ale głupio mi było kupować kolejne pudełka, skoro doskonale wiedziałam, że z poprzednich wcale nie korzystałam L.

O fiszkach przypomniałam sobie przed ustną maturą z języka angielskiego. 
Kupiłam sobie małe pudełko ze 100 najważniejszymi wyrażeniami na maturę ustną z Wydawnictwa Cztery Głowy i byłam bardzo zadowolona. Uważam, że to świetne rozwiązanie dla maturzystów- wszystkie przydatne zwroty w jednym miejscu. Pewnie gdybym nie zaczęła się uczyć 2 dni przed samą maturą, to w mojej głowie pozostałoby trochę więcej, ale i tak udało mi się uzyskać 100% z matury ustnej.

Kolejny kontakt z fiszkami miałam już na studiach, kiedy to zdecydowałam się uczyć języka rosyjskiego. Kupiłam dwa pudełka: Czas teraźniejszy i Rząd czasownika. Byłam z nich bardzo zadowolona, w wolnym czasie przeglądałam sobie po kilka karteczek i do tej pory wiele z tego pamiętam. Gdybym dysponowała większymi funduszami to kupiłabym sobie pewnie większe pudełko ze Słownictwem 1 i 2, ale to może w przyszłym roku ;).

Przełom jednak nastąpił kiedy zaczęłam się uczyć czeskiego. Niestety żadne wydawnictwo w swojej ofercie nie posiada fiszek ze słówkami w języku czeskim, dlatego musiałam zacząć je robić sama. Początkowo chciałam sama wycinać kartoniki z bloku technicznego, ale nie było to w ogóle opłacalne. Za dużo zachodu z wycinaniem kartoników, wychodziły mi krzywo, z jednego bloku uzyskiwałam ich za mało, aby pomieścić tam wszystkie słówka z lekcji. Postanowiłam, więc kupić sobie gotowe czyste kartoniki i idealnym rozwiązaniem okazał się pakiet 500 sztuk, który nabyłam za jakieś 14 zł. 

No i zaczęła się zabawa ! W krótkim czasie zapełniłam mnóstwo kartoników ze słówkami, co napawało mnie strachem. Górka fiszek coraz bardziej rosła, a ja bałam się przystąpić do powtórek, bo wydawało mi się, że to niemożliwe, żebym pamiętała te wszystkie słówka. Kiedy jednak zdecydowałam się przeglądnąć fiszki, okazało się, że z jakiś 200 zostało do powtórki tylko 20 niezapamiętanych! Nie spodziewałam się, że aż tyle pamiętam! Jak się potem okazało sekret tkwił właśnie w tym, że wykonywałam je sama, a nie przeglądałam gotowe zestawy.

Tę metodę będę nadal stosować w najbliższym czasie, w przyszłości jednak postaram się zacząć korzystać z programów typu Anki i Byki, talie już mam pościągane, także czekają ;).
Na razie fiszki będę robić samodzielnie, ponieważ chcę ćwiczyć pisownię, te wszystkie haczki, kroużki i inne czarki, które są zmorą wszystkich uczących się czeskiego. Kiedy już poczuję się swobodnie z czeskim, to na bank odstąpię od ręcznego wykonywania fiszek, żeby nie zasypać pokoju zapisanymi kartonikami i nie zginąć pod ich nawałem ;).

Ciekawa jestem czy w przyszłości pojawią się fiszki do czeskiego, z wydawnictwa Cztery Głowy bądź Edgard. Oczywiście byłabym pierwsza w kolejce po nie, gdyby tylko zawitały do księgarni.
Bardzo lubię tę metodę nauki słówek i serdecznie ją wszystkim polecam. Sama w najbliższym czasie sięgnę po gotowe fiszki/ bądź zrobię je sama do innych języków, których się uczę- angielskiego, rosyjskiego, hiszpańskiego, niemieckiego i jeśli się wreszcie odważę, do włoskiego.

Co wy sądzicie o fiszkach? Lubicie uczyć się z kartoników? Może macie jakieś wskazówki dla innych?

poniedziałek, 21 listopada 2011

Moje materiały do języka czeskiego cz.1

Dzisiejszą notką chciałabym rozpocząć cykl postów dotyczący moich materiałów do nauki języka czeskiego, a w przyszłości także do innych języków, których się uczę :)

Jako pierwszy pod lupę idzie najpopularniejszy kurs ( wg.mnie ) wydawnictwa Edgard.
Każdy kto podjął decyzję o nauce języka czeskiego, bądź chociaż interesował się materiałami do tego języka, wie doskonale jak ciężko jest dostać COKOLWIEK, co wspomogłoby naszą naukę. Zwykle to co widzimy w księgarniach to pojedyncze rozmówki, które raczej nie zachwycają swoją zawartością.
W większości księgarni, które posiadają w swym asortymencie materiały do nauki języków obcych spotkać możemy serię kursów podstawowych wyd. Edgard. Wśród nich znajduje się także kurs do języka czeskiego, który z moich rozmów z innymi uczącymi się czeskiego, był pierwszym kursem z jakim zwykle mieli do czynienia. Ja chcąc kupić swój nie musiałam go długo szukać, ani chodzić po wielu księgarniach = plus za dostępność.

Po rozpakowaniu pudełka naszym oczom ukazuje się cienka książeczka 120 str. Oraz pudełko zawierające 2 płyty CD. (128 minut nagrań).  Spoglądając na spis treści widzimy, że kurs zawiera 12 lekcji ( czyli tyle co inne kursy edgarda, które posiadam), które dotyczą podstawowych aspektów życia człowieka: pracy, rodziny, jedzenia, wakacji, podróżowania i komunikacji,  czasu, pór roku itp.

W książeczce ( gdyż ze względu na jej gabaryty aż trudno mi nazwać ją książką) znajdziemy także kilka ciekawostek dotyczących Czech i obyczajowości mieszkańców tego pięknego kraju. Jak dla mnie stanowczo za mało informacji tego typu. Uwielbiam zapoznawać się z takimi „smaczkami”. Uważam, że dzięki takim ciekawostkom łatwiej nam zanurzyć się w kulturze danego kraju i przez to mamy większą motywację do nauki języka. Niestety informacje z ramek w kursie Edgarda przeczytałam w tramwaju, jadąc kilka przystanków do supermarketu ;).

Pierwsze 25 stron to skrócona gramatyka, super rozwiązanie dla osoby, która nigdy wcześniej nie zetknęła się z czeską gramatyką i chciałaby poznać jej podstawowe założenia. Oczywiście dla osoby uczącej się języka jest ona niewyczerpująca i raczej trudno szukać tam odpowiedzi na dręczące nas pytania. No, ale w końcu to kurs na poziomie A1-A2….
Co do samego kursu to ma on nas w szybkim czasie zapoznać z podstawowym słownictwem, zwrotami i odmianą czasowników, dotyczących poszczególnych tematów. Ja każdy temat wykorzystuję do tworzenia sobie fiszek (o tym osobny post), ponieważ ładnie pogrupowane słownictwo pozwala na szybkie przeniesienie go na kartoniki.

Najbardziej jednak jestem zadowolona z dołączonej płyty. Nagrania są wyraźne ( bardzo podoba mi się glos lektorów) i krótkie (dzięki czemu mogę słuchać materiału partiami, nawet wtedy kiedy mam tylko chwilę przerwy). Do moich językowych nagrań mam osobne mp3, żeby nie zaśmiecać sobie pamięci na telefonie i nie mieszać ich z muzyką. Forma kursu nie wymaga tego abyśmy w chwili słuchania korzystali z dołączonej książeczki.

Niestety w kursie znajdują się błędy zarówno w druku jak i na dołączonych nagraniach :( co jest dużym minusem przy tego typu materiałach.

Cena kursu to 29,90 zł- czyli standardowo jak na Edgarda. Czy to dużo? I tak i nie.

Podsumowując uważam ten kurs za całkiem niezły jak na początek naszej przygody z językiem czeskim, szkoda tylko, że wydawnictwo Edgard nie wypuściło (jak na razie mam nadzieję) Czeski Krok Dalej, bo taką pozycją byłabym bardziej zainteresowana.
Jeśli macie jakieś dodatkowe pytania to piszcie śmiało w komentarzach :)

sobota, 19 listopada 2011

Moje doświadczenia ze szkołami językowymi

W dzisiejszym poście chciałabym poruszyć dość ciekawy temat dotyczący szkół językowych i kursów, które oferują. Prawie na każdej ulicy możemy napotkać bardziej lub mniej profesjonalnie wyglądające miejsca, które informują nas o przeprowadzanych tam kursach językowych. Często mają bardzo chwytliwe nazwy i stosują oryginalne metody nauczania. Zawsze pozostawałam obojętna na tego typu reklamy i to nie one były powodem moich decyzji o zapisie na kurs. Każdą ulotkę, którą otrzymałam na ulicy, przeglądałam tylko szybko wzrokiem i wrzucałam do kieszeni lub najbliższego kosza na śmieci.

Jako 12 letnia dziewczynka zakochałam się w języku hiszpańskim. Zaoszczędzone pieniądze wydawałam na upatrzone kursy i rozmówki, ale moim największym marzeniem był kurs językowy w jakiejś "prestiżowej" szkole. Zazdrościłam mojej przyjaciółce, która dwa razy w tygodniu chodziła na zajęcia z angielskiego i chwaliła się swoją teczką z materiałami. Niestety w tamtym czasie ani moi rodzice nie dysponowali takimi środkami ani hiszpański nie był jeszcze na tyle popularnym językiem, żeby jakaś szkoła przeprowadzała kursy dla dzieci (wszystkie dostępne były jedynie dla dorosłych bądź młodzieży od 15 roku życia). Pamiętam jak snułam plany o studiowaniu iberystyki. Chciałam opanować biegle hiszpański i portugalski, a potem zamieszkać w Barcelonie. Na szczęście moja miłość do hiszpańskiego była bardzo intensywna, ale krótka. Pozostał jedynie sentyment i kilka zapamiętanych słówek.

Kolejny kontakt ze szkołą językową miałam, kiedy byłam już w liceum. Zawsze słyszałam od nauczycieli, że mam zdolności językowe, ale ich nie wykorzystuję. Lubiłam angielski, ale w ogólniaku nie miałam zbytnich możliwości wykazania się, ponieważ moja grupa językowa liczyła 20 osób, a nauczycielka poświęcała najwięcej uwagi tym, którzy niezbyt radzili sobie z językiem. Najważniejsze było przecież zdanie matury...
No i w taki oto sposób doszłam do wniosku, że warto by było zapisać się na dodatkowe zajęcia w szkole językowej. Właśnie otworzyła się w mojej miejscowości nowa szkoła, pasowała mi lokalizacja i oferta była całkiem ciekawa. Po napisaniu testu trafiłam wtedy do grupy na poziomie B2.
Początkowo byłam nieco wystraszona, ponieważ okazało się, że jestem  najmłodsza w grupie, jednak jak się później okazało to było najlepsze co mogło mnie spotkać :).
Uczyła nas młoda dziewczyna, w trakcie studiów magisterskich, pełna zapału i z cudownym akcentem. Wymyślała nam mnóstwo ciekawych zadań, scenek do odegrania, zmuszała nawet siłą do mówienia, co było dla mnie doskonałym sprawdzianem umiejętności. Wtedy dopiero okazało się ile tak na prawdę umiem, pozbyłam się strachu przed publicznymi wypowiedziami, nauczyłam się argumentowania swoich wypowiedzi, a nie tylko odpowiadania krótko na zadane pytania. Grupa powoli się wykruszyła, ponieważ nie wszystkim pasowała godzina rozpoczęcia zajęć, co spowodowało, że lektorka mogła więcej uwagi poświęcić każdemu
obecnemu. Fakt, że inni uczestnicy kursu byli w wieku moich rodziców był tylko plusem, ponieważ były to osoby, które przyszły na te zajęcia w konkretnym celu, wydawały na kurs swoje własne, ciężko zarobione
pieniądze. Motywowało mnie to, że widziałam, że te nie mają tyle kontaktu z angielskim co ja, bo mają pracę, dzieci i inne obowiązki, a i tak robią wielkie postępy. Ja na głowie miałam jedynie naukę, dlatego motywowało mnie to do tego, żeby umieć jeszcze więcej ! Nasza grupa bardzo się ze sobą zżyła, panowała tam sympatyczna atmosfera, każdy mógł powiedzieć co mu leży na sercu i zawsze jakaś dobra dusza podniosła na duchu.

Niestety rok szybko minął, zaczęła się druga klasa liceum, a ja jako uczennica klasy biologiczno-chemicznej zostałam zawalona nawałem dodatkowych zajęć z chemii i biologii, przez co nie znalazłam już czasu na angielski. Poza tym nie wiem skąd pojawił się u mnie pogląd, że ja przecież nie muszę znać angielskiego na nie wiadomo jakim poziomie, bo moim celem jest medycyna a nie filologia. Przez to mój angielski bardzo podupadł na poziomie, ponieważ to co wyniosłam z dodatkowych zajęć to było aż za dużo jak na maturę podstawową i satysfakcjonowało mnie to, że każdą próbną maturę pisałam na około 95%. Nie przekonywały mnie argumenty mojej nauczycielki, że jestem w stanie bez problemu zdać maturę rozszerzoną przy odrobinie nakładu pracy. Ja widziałam tylko biologię i chemię, nic więcej. Przeskakując w czasie, maturę zdałam świetnie, ale dopiero po niej stwierdziłam, że takim podejściem do angielskiego zniszczyłam wszystko co wyniosłam z zajęć ze szkoły językowej.

Potem jeden kierunek studiów, który okazał się pomyłką, zmiana na drugi, zwolnienie lekarskie i chwila zastanowienia się nad sobą.
Pamiętam jak miesiąc temu siedziałam w nocy i przeglądałam jeden ze znanych portali z kuponami zniżkowymi. Nagle moim oczom ukazał się kupon na naukę języka. Nie zwróciłabym na niego uwagi, nawet pomimo niskiej ceny, ale w miniaturce zobaczyłam czeską flagę. Po sprawdzeniu oferty i strony internetowej szkoły, poczułam ogromna radość, ale potem przyszła chwila zwątpienia, bo przecież czeski to niezbyt popularny język, więc pewnie nie zostanie utworzona grupa. Postanowiłam zadzwonić następnego dnia i upewnić się czy uzbierana została odpowiednia ilość osób. Ku mojej uciesze pani zapewniła mnie, że razem ze mną będzie komplet i tak oto zapisałam się na kurs semestralny za całe 199 zł :D !
Obliczyłam sobie, że za każde 1,5 h zajęć płacę mniej niż za paczkę ulubionych chipsów. Zajęcia odbywają się 2 razy w tygodniu po 1,5h. Po niecałym miesiącu zajęć mam same pozytywne odczucia:
1. Spotkałam tam sporo sympatycznych osób, które przyszły na ten kurs w tym samym celu co ja.
2.Lektorka jest na prawdę zaangażowana w to co robi, zasypuje nas masą materiałów, wymyśla dialogi, przygotowuje zadania.
3.Dużo mówimy, dlatego na bieżąco mogę zobaczyć co już umiem, a nad czym warto popracować troszkę więcej.
4.Często mówi się, że takie kursy powodują, że utrwalamy sobie błędy w wymowie innych. Ja uważam, że dobrze przygotowanie z bieżącego materiału powoduje, że sama czuję się troszkę jak native speaker i koryguję w myślach błędy innych, które i tak wyłapuje lektorka i karze poprawić, aż do momentu, gdy ktoś nie powie czegoś poprawnie.
5. Mam mozliwość wymiany opinii na temat wszelkich wspomagaczy nauki: każdy poleca jakieś swoje ulubione czeskie radio, filmy, muzykę, literaturę czy odradza właśnie zakupione rozmówki.
6.W każdym momencie mam możliwość podpytania lektorki o to co mnie nurtuje czy wysłania jej maila z pytaniem. Niestety ze względu na tak małą ilość materiałów do czeskiego na naszym rynku, niekoniecznie znajdę odpowiedź w samouczku na swoje pytania.
7. Testy, które piszemy regularnie, pozwalają mi kontrolować na bieżąco swoje postępy i motywują do nauki.
8.Forma zajęć powoduje, że traktuję je jako miły akcent na koniec każdego dnia, nie jako przymus.
9.No i tutaj ujawnia się także moje "zboczenie"- uwielbiam gramatykę ;) dlatego to co odstrasza innych, mnie się bardzo podoba, nie straszne mi tabelki z odmianą części mowy przez przypadki. Zawsze uważałam to za
coś dziwnego , dopiero po zrobieniu testu  w jednej z książek dot. nauki języka, zrozumiałam, że wynika to po prostu z tego, że jednym z moich dominujących typów osobowości jest matematyczno-logiczny.
10. Czasami jestem takim leniem, że trudno mi się zmusić do czegokolwiek, ale na zajęcia jednak zawsze pójdę, bo nie lubię sobie robić niepotrzebnych zaległości-  zmuszają mnie do regularności i motywują do dalszej pracy.

Wiem, że to tylko moje doświadczenia i nie wszyscy mogą powiedzieć coś pozytywnego na temat takich zajęć.Pewnie wiele osób stwierdzi, że punkty, które wymieniłam można spokojnie spełnić w inny sposób, niekoniecznie uczęszczając na kurs w szkole językowej. Ja nie żałuję swojej decyzji, aktualny sposób w jaki się uczę czeskiego bardzo mi odpowiada i cieszę się, że kurs językowy ma w nim swój udział.
Myślę , że dla osoby, która znajdzie interesującą ofertę, wie czego oczekuje od takiego kursu, ma zdrowe podejście do takiej formy nauki (wie, że będzie musiała poświęcić dużo własnej uwagi danemu językowi, bo nikt się za nią nie nauczy) to taka forma nauki- kurs językowy, jest jedną z możliwości do rozpatrzenia. 
Wiem, że dużo zależy od lektora, dlatego przed podjęciem decyzji warto udać się na lekcję próbną (wiele szkół oferuje taką możliwość) zobaczyć z jakimi materiałami się pracuje, ocenić czy lektor spełnia nasze wymagania.
Myślę, że podstawowym błędem jaki popełniają ludzie zapisujący się do szkoły, jest zakładanie, że będzie to ich jedyna forma nauki języka i naiwna wiara , że to szkoła ich czegoś nauczy. 
Dla mnie szkoła jest tylko i wyłącznie pewnym drogowskazem na mojej drodze do opanowania języka a kurs ma mi tylko dodać nieco odwagi na początek, dalej już pójdę sama ;).

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że te 3h czeskiego w tygodniu w szkole językowej to nic w porównaniu do tego co sama robię w domu i ile czasu spędzam "zanurzona" w czeskim. Wiem też, że bez tego mogłabym mieć całkiem inne odczucia odnośnie szkół językowych. Ogólnie uważam się za 
samouka, który jedynie wspomaga się zajęciami w szkole.

środa, 16 listopada 2011

Dlaczego akurat czeski ??

No właśnie, dlaczego?
To pytanie bardzo często pada z ust moich rozmówców. Zwykle towarzyszy mu dziwny uśmieszek, który zdradza stosunek innych do tego języka. Ja najczęściej nie mam ochoty zbytnio wdawać się w szczegóły i zbywam wszystkich krótką odpowiedzią, że lubię czeski, bądź jest mi potrzebny w podróżach za sąsiednią granicę.
Prawdą jest jednak to, że moja miłość do czeskiego nie jest taka płytka ;), ale nie należę do zbyt otwartych osób, dlatego uważam, że nie wszyscy z mojego otoczenia muszą wiedzieć o moich planach na przyszłość.
Założyłam tego bloga, po to, aby móc śledzić swoje postępy w nauce tego pięknego języka i oczywiście poniekąd jako motywację do zgłębiania tajników j. czeskiego. Od ponad roku czytam blogi innych miłośników nauki języków obcych i myślę, że dla mnie też znajdzie się miejsce w sieci, a może nawet ktoś zechce przeczytać moje wypociny i zostawić komentarz.
Jeśli chodzi o naukę czeskiego to zawsze w głębi duszy marzyłam o tym, by poznać chociaż podstawy tego języka. Niestety w naszych księgarniach nie znajdziemy zbyt wielu materiałów do nauki języka jednego z naszych najbliższych sąsiadów ( temu poświęcę osobny post). Pewnie gdyby wpadł mi w ręce jakiś dobry samouczek, to już wcześniej rozpoczęłabym przygodę z tym językiem. Jedną z motywacji jest fakt, że mój chłopak pochodzi z miejscowości położonej przy samej granicy z Czechami i nawet na zakupy nam bliżej tam, niż do centrum miasta ;). Wtedy narodziła się myśl, że fajnie by było móc zrobić zakupy bez mniejszych problemów i używania łamanej polszczyzny czy pokazywania na migi czego się potrzebuje.
Swoje pierwsze materiały zdobyłam w wakacje, całkowicie przypadkiem. Odwiedziliśmy z moim mężczyzną jedną z księgarni Matras i natrafiliśmy na świetną promocję materiałów do nauki języków. Jako językomaniacy nie mogliśmy sobie odmówić zakupu kilku słowników i rozmówek. Wśród nich znalazł się słownik polsko-czeski/czesko-polski za całe 9,99zł i rozmówki za 4,99zł Krakowskiego Wydawnictwa Naukowego.Był to mój pierwszy kontakt z materiałami do czeskiego z prawdziwego zdarzenia, a nie tylko internetowymi rozmówkami, czy krążącymi legendami o tym jak po czesku jest wiewiórka czy parasol ;). Pominę późniejsze wydarzenia i przejdę do sedna sprawy. Ze względu na problemy zdrowotne zmuszona zostałam do zrobienia sobie małej przerwy w studiach, a że nienawidzę bezczynnego siedzenia w domu, zaczęłam szukać sobie zajęcia i pewnego dnia przypadkowo natrafiłam bardzo korzystną na ofertę pewnej szkoły językowej i bez zastanowienia postanowiłam zapisać się na zajęcia z języka czeskiego.
No i właśnie w ten sposób od niecałego miesiąca nic nie zaprząta mojej głowy bardziej niż czeski ;)....

W następnym poście opowiem coś o moich doświadczeniach ze szkołami językowymi i o tym, jak wyciągnąć z kursu jak najwięcej.